Rainie odwróciła wzrok od okna, za którym zapadła już noc. Spojrzała w dół, na blat
biurka, i dopiero teraz zauważyła, że nadal zaciska pięści. Myśli chaotycznie kłębiły jej się w głowie. Mogła poradzić sobie z agentem FBI i detektywem stanowym. Szczerze mówiąc, miała w nosie burmistrza i jego konferencję prasową. Nie bała się miejscowych wyrostków, którzy mieli w brzuchach za dużo piwa, a w głowach za mało rozumu. Z tym wszystkim potrafiła się uporać. Prawdziwym strachem napawało ją to, co miało wydarzyć się nazajutrz o piątej rano. Będzie musiała pojechać do Portland i patrzeć, jak patolog kroi ciała dwóch dziewczynek. Myśl o tym dręczyła ją. Rainie nie chciała znowu oglądać Sally i Alice. Nie teraz, kiedy zna ich imiona, ich rodziny i wie, że te małe od najmłodszych lat były najlepszymi przyjaciółkami. Nie chciała myśleć o ich ostatnim spacerze szkolnym korytarzem ani o cmentarnej działce, która pomieści dwie bliźniacze trumny. Zeszłej nocy po raz pierwszy od pięciu lat przyśniła jej się śmierć matki. Krew i mózg na ścianach. Zapach, ohydny smród posoki i świeżego prochu. Bezgłowe ciało na podłodze. Wyglądało tak dziwnie i obco, że Rainie nie poznałaby kto to, gdyby nie butelka whisky w Kalkulator ryczałtów samochodowych za paliwo - Kalkulatory na INFOR.pl zaciśniętej martwej dłoni. I gdy stała tam, przerażona siedemnastolatka, a rozbryźnięte na suficie szczątki mózgu skapywały jej na włosy, z kuchni wyszedł Danny O’Grady i spokojnie podał Rainie ciepłą jeszcze broń. – Zrobiłem tylko to, co chciałaś – powiedział i wyszedł frontowymi drzwiami. Obudziła się o czwartej nad ranem, zlana zimnym potem i cała rozdygotana. Zmusiła się, żeby przejść do małego salonu, gdzie brązowy dywan i złocista tapeta w kwiaty już dawno gazeta zostały wymienione. Przyglądała się każdemu zakątkowi pokoju – urządzonego na nowo, nowoczesnego, w czternaście lat później – ale mogłaby przysiąc, że widzi krew na suficie. Wróciła do łóżka, jednak kiedy obudziła się po godzinie, nadal trzęsła się, udręczona okropnymi snami. To śledztwo wyprowadzało ją z równowagi. Nigdy by się tego nie spodziewała. Przerażało ją. Rozwścieczało. – Muszę coś zjeść – oznajmiła niespodziewanie, wstając od prymitywnego biurka i zbierając swoje rzeczy. Quincy podniósł wzrok znad notatek. Popatrzył na nią łagodnie. Bez marynarki, z podwiniętymi rękawami i poluzowanym purpurowym krawatem wyglądał bardziej przystępnie. Ale też cienie pod jego oczami stały się widoczniejsze. Najwyraźniej superagent nie sypiał zbyt wiele nawet przed przyjazdem do Bakersville. – Dają w tej mieścinie jakieś żarcie? – zapytał z udawanym zdziwieniem. – A myślałem, że lunch opuściliśmy z konieczności. – Lunche są dla mięczaków – wpadła w jego ton Rainie. – Chodź. Zabiorę cię do baru u Marthy. Najlepszy stek z kurczaka w całym mieście. Quincy uniósł sceptycznie brew. Może nie dowierzał umiejętnościom kulinarnym Marthy, a może oczami wyobraźni już widział ruinę swego zdrowia. Tak czy inaczej, chwycił granatową marynarkę i ruszył za Rainie. O tej porze w barze było dosyć luźno. Większość ludzi pracy udała się do domów. Farmerzy szykowali się już spać. Nie ma to jak miasteczka, gdzie nocne życie zależy od krowich obyczajów. Rainie zauważyła prezesa Credit Union, Donalda Leydena, który po rozwodzie zaczął się tu stołować. A po chwili Rainie dostrzegła Abe’a Sandersa. biznes gazeta prawna Siedząc samotnie przy stoliku w kącie sali, w jednej ręce trzymał telefon komórkowy, a drugą walczył z piersią kurczaka. Między rzucanymi do telefonu słowami chrupał surową marchewkę prosto z plastikowej torebki. Rainie wypatrzyła też pojemniczek z sałatą. Detektyw stanowy podróżował z własnymi warzywami! Teraz miała już pewność – Abe Sanders był cholernym diabłem. – Tak, słyszę pieska – mówił z pewnym zniecierpliwieniem do telefonu. – Nie, Saro, nie musisz podsuwać mu słuchawki. Nie, nie. Hej... – Jego głos nagle przeszedł na wyższe rejestry. – Cześć Murphy. Tak, dobry piesek. Bardzo dobry. A teraz daj mi mamusię. Daj mamusię... Saro, no nareszcie. Tak, tak, przywitałem się, ale to przecież tylko pies, na litość boską. Nie rozumie cudów techniki takich jak AT&T. Tak, oczywiście. Popiskuje teraz?